Powrót
do pracy po dużym wysiłku jest trudniejszy niż myślałem. Zdecydowanie przydałyby
się teraz wakacje, ale co robić, jeśli to niemożliwe... Mało tego, narobiło mi się ostatnio sporo zaległości. Zaczynam
więc powoli z nadzieją, że jakoś się rozkręcę.
Zacznę od Sonii Delaunay, która była bohaterką styczniowego wykładu w Domu Bretanii. Ponadto, dosłownie kilka dni po tym wykładzie miałem ogromną przyjemność oglądania dużej, retrospektywnej wystawy, poświęconej jej twórczości. Dziś, czyli 22 lutego jest już jej zakończenie. Można ją zwiedzać wirtualnie na stronie Muzeum Sztuki Nowoczesnej Miasta Paryża TUTAJ. To podkreślenie „Miasta Paryża” jest konieczne, bo jest jeszcze Muzeum Sztuki Nowoczesnej, czyli Centrum Pompidou. Oczywiście byłem bardzo ciekawy tej wystawy, choć przyznaję, że miałem w sobie lekki niepokój, jak wiele nowego na niej zobaczę. Kilka lat temu bowiem widziałem wystawę Color Moves: Art and Fashion by Sonia Delaunay tutaj, na której były ubiory, obrazy i wzorniki tkanin (głównie z czasów jej pracy dla Metz&Co).
Do Palais de Tokyo, który jest położony na przeciwko Palais Galliera, wybrałem się z rana. Postanowiłem być tam na 10.00. Piszę o tym dlatego, że czekała tam już na mnie niewielka, ale jednak, kolejka! Oprócz niej były jeszcze dwie grupy dzieci na muzealne lekcje. Krótko mówiąc, wystawa cieszy(ła) się dużą popularnością. I teraz, już po jej zwiedzeniu mogę powiedzieć, że wcale mnie to nie dziwi. Wystawa jest świetna.
Zacznę od Sonii Delaunay, która była bohaterką styczniowego wykładu w Domu Bretanii. Ponadto, dosłownie kilka dni po tym wykładzie miałem ogromną przyjemność oglądania dużej, retrospektywnej wystawy, poświęconej jej twórczości. Dziś, czyli 22 lutego jest już jej zakończenie. Można ją zwiedzać wirtualnie na stronie Muzeum Sztuki Nowoczesnej Miasta Paryża TUTAJ. To podkreślenie „Miasta Paryża” jest konieczne, bo jest jeszcze Muzeum Sztuki Nowoczesnej, czyli Centrum Pompidou. Oczywiście byłem bardzo ciekawy tej wystawy, choć przyznaję, że miałem w sobie lekki niepokój, jak wiele nowego na niej zobaczę. Kilka lat temu bowiem widziałem wystawę Color Moves: Art and Fashion by Sonia Delaunay tutaj, na której były ubiory, obrazy i wzorniki tkanin (głównie z czasów jej pracy dla Metz&Co).
Do Palais de Tokyo, który jest położony na przeciwko Palais Galliera, wybrałem się z rana. Postanowiłem być tam na 10.00. Piszę o tym dlatego, że czekała tam już na mnie niewielka, ale jednak, kolejka! Oprócz niej były jeszcze dwie grupy dzieci na muzealne lekcje. Krótko mówiąc, wystawa cieszy(ła) się dużą popularnością. I teraz, już po jej zwiedzeniu mogę powiedzieć, że wcale mnie to nie dziwi. Wystawa jest świetna.
Przede wszystkim wystawa Sonia Deleunay. Kolory abstrakcji, jak
wspomniałem, jest retrospektywna. Autorzy wystawy prezentowali życie i
twórczość artystki w układzie chronologicznym, dodatkowo podzielonym na
poszczególne tematy. W związku z tym, nawet osoby słabo, lub w ogóle,
nieznające Sonii Delaunay mogły z łatwością śledzić jej artystyczny rozwój. To
nie oznacza, że dla zaawansowanych widzów nic tam nie było. Wiele zdjęć czy
dokumentów nie prezentowano nigdy wcześniej, lub też pokazywano rzadko.
Rarytasem z pewnością były wczesne prace artystki prezentujące jej korzenie
artystyczne oraz rekonstrukcje witryn. Poza tym wystawa była czytelnie
podzielona, jasno i zwięźle opisana (również po angielsku!), zarówno z rzadkimi,
jak i tymi najbardziej znanymi obiektami. Można było zobaczyć patchwork
przygotowany dla syna Charles’a, pierwszą suknię symultaniczną, kostiumy do
Kleopatry wyprodukowanej przez Diagilewa, obrazy, szkice, projekty. No i
najważniejsze – KO-LO-RY. Reprodukcje nie dają rady.
Mnie osobiście zaskoczyło to, jak dużo zachowało się zdjęć dokumentujących działalność Sonii Delaunay w jej studiu przy 19 Boulevard Malesherbes w Paryżu.
Mnie osobiście zaskoczyło to, jak dużo zachowało się zdjęć dokumentujących działalność Sonii Delaunay w jej studiu przy 19 Boulevard Malesherbes w Paryżu.
Jednak największe wrażenie
zrobiła na mnie największa sala, z projektami tkanin, ubiorami, filmem i innymi
materiałami prezentującymi działalność Sonii jako projektantki ubiorów i
tkanin.
Szczególną uwagę przyciągała odtworzona witryna jej butiku, która, czego nie widać na zdjęciu, była ruchoma. Pasy tkanin o kontrastowych kolorach i wzorach poruszały się na specjalnej konstrukcji w górę i w dół potęgując wrażenie „symultaniczności”. Świetny pomysły, by to odtworzyć.
Szczególną uwagę przyciągała odtworzona witryna jej butiku, która, czego nie widać na zdjęciu, była ruchoma. Pasy tkanin o kontrastowych kolorach i wzorach poruszały się na specjalnej konstrukcji w górę i w dół potęgując wrażenie „symultaniczności”. Świetny pomysły, by to odtworzyć.
Ta sala z resztą chyba
najdobitniej pokazywała rozmach Sonii Delaunay. I jeszcze jeden wniosek płynął
z oglądania tej wystawy: Sonia była najbardziej twórcza właśnie w tej
dziedzinie – ubioru i tkaniny. To co stworzyła jako artystka (zwłaszcza po 1945
roku) niestety nie imponuje. Jeszcze słabiej wyglądają te obrazy, gdy się je porówna z twórczością jej męża, Roberta.
Nawiasem mówiąc, to bardzo pożyteczny bonus: po obejrzeniu czasowej wystawy
można było zwiedzić także i stała ekspozycję, gdzie znajdują się między innymi płótna
Roberta Delaunay. Przyznaję, że w tym muzeum byłem po raz pierwszy, ale
spodobała mi się ta przestrzeń, no i same zbiory.
Trudno polecać wystawę, która się właśnie kończy, ale w dzisiejszych czasach bardzo możliwe jest, że za kilka miesięcy będzie można zobaczyć ją w innym mieście. Dlatego mimo wszystko gorąco polecam.
Trudno polecać wystawę, która się właśnie kończy, ale w dzisiejszych czasach bardzo możliwe jest, że za kilka miesięcy będzie można zobaczyć ją w innym mieście. Dlatego mimo wszystko gorąco polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz